poniedziałek, 20 marca 2017

Polska gwiazda NBA

     Młodsi czytelnicy mojego bloga znają Marcina Gortata przede wszystkim z jego występów w amerykańskiej lidze koszykarskiej NBA. Jest jak do tej pory jedynym Polakiem, który tam zaistniał i do tego całkiem nieźle sobie radzi, zdobywając kolejne punkty dla drużyny Washington Wizards. Starsi czytelnicy bloga wiedzą, że Marcin smykałkę do sportu odziedziczył po swoim ojcu Januszu, który jako pięściarz wagi półciężkiej, dwukrotnie zdobywał medale na Igrzyskach Olimpijskich. Marcin, z dumą nosi na lewej piersi tatuaż z podobizną ojca. 
     Ja, naszego koszykarza, oprócz świetnej gry, cenię za to, że nie odciął się od swojej polskości. W ramach Polskiej Nocy Dziedzictwa, którą zorganizował w waszyngtońskiej hali sportowej, przypominał o zasługach polskich kombatantów, a zgromadzonym, czas umilał występ polskich cheerleaderek, które swoimi umiejętnościami, nie ustępują koleżankom zza oceanu. 
     Podczas jednego z pobytów w kraju, przekazał warszawskiemu Muzeum Sportu i Turystyki parę butów, w których rozgrywał mecze na amerykańskim parkiecie. Obuwie udekorował swoim podpisem. 
     Marcin ujął mnie również tym, że poprzez swoją fundację objął opieką najmłodszych adeptów kosza. On i jego ludzie organizują zgrupowania, podczas których zapoznają dzieci z tajnikami tej dyscypliny. Robi to z zaangażowaniem i nie odpuszcza ani maluchom ani sobie, co mogą Państwo zobaczyć w fotoreportażu zamieszczonym w mojej galerii na Facebooku.
     Jest to akcja niezwykle potrzebna, gdyż fotografując przez wiele lat koszykarzy, zaobserwowałem, że w naszych drużynach klubowych coraz mniej w podstawowych składach wychodzi Polaków. Są drużyny, w składach których, nie dopatrzysz się ani jednego, co później przekłada się na poziom naszej reprezentacji. 
     I choć samym Marcinem szczytów nie zdobędziemy, to być może z jego pasji, narodzi się rzesza następców, czego sobie i Państwu życzę z całego serca.

                                                          www.fotofidus.pl

poniedziałek, 6 marca 2017

Setny medal olimpijski

     W historii mieliśmy kilku wybitnych zawodników skoków narciarskich, potrafiących latać wysoko i daleko. Bronisław Czech, przed wojną był wielokrotnym mistrzem Polski. W czasie okupacji niemieckiej włączył się w działalność konspiracyjną, co przypłacił życiem. Po wojnie, na jego cześć zaczęto organizować Memoriał jego imienia, na który zjeżdżała czołówka światowych skoczków.
     Druga legendą od wysokich skoków był Stanisław Marusarz, wicemistrz świata w narciarstwie klasycznym z 1938 roku. Krążyła opowieść, że w czasie konkursu na Dużej Krokwi, odbił się tak mocno, że frunął ponad skocznią, przeleciał Zakopane, a gdy zbliżał się do Nowego Targu, dostał tak silny podmuch wiatru w twarz, że wylądował na 54 metrze.
     Na następna gwiazdę światowego formatu musieliśmy poczekać do 1972 roku, kiedy to odbyły się zimowe Igrzyska Olimpijskie w Sapporo. Tam, Wojciech Fortuna, chłopak z Zakopanego, brawurowym skokiem wywalczył złoto. Mieliśmy podwójne powody do szczęścia, gdyż  pierwszy złoty medal zimowych Igrzysk, był jednocześnie setnym medalem zdobytym przez polskiego reprezentanta. Zapanowała euforia. Były radosne powitania, spotkania, kwiaty i nagroda finansowa w wysokości 150 dolarów, której połowę opodatkował działacz sportowy.
     Zwycięski skok poddawano gruntownej analizie. Mówiono, że gdyby pociągnął w powietrzu trochę dłużej, to zleciałby na twarz, złamał kręgosłup, skończyłby na wózku lub w najlepszym przypadku spędziłby wiele miesięcy w gipsie. Oczywiście wszyscy mu życzyli długich i udanych skoków, ale na wszelki wypadek... I ten wszelki wypadek, te chwile zwątpienia, ten zdrowy rozsądek na skoczni przekłada się na kilkanaście lub kilkadziesiąt metrów.
     Przez kolejne lata, Wojtek był w czołówce światowej, był atrakcją zawodów, ale zauważyłem, że chyba uwierzył w analizy ekspertów. Stracił pewność siebie, co chyba nieźle oddaje zdjęcie zamieszczone poniżej. Na kolejnych zimowych Igrzyskach nie zdobył oczekiwanego medalu.
     Ostatnio spotkaliśmy się w Muzeum Sportu i Turystyki w Warszawie, gdzie dumnie wisi jego medal, przekazany tam przez firmę odzieżową 4F. Wojtek, podobnie jak Otylia Jędrzejczak, zlicytował swoje najważniejsze trofeum, a całkowity dochód ze sprzedaży przekazał na leczenie dwójki sportowców, którzy ulegli urazom kręgosłupa. Ryszard Parulski, pomysłodawca i realizator tzw. Złotego Kręgu na warszawskiej AWF, upamiętniającego najwybitniejszych ludzi polskiego sportu, w 2015 roku włączył do niego nazwisko Fortuna.
     Wojtek jest obecnie kustoszem Muzeum Sportów Zimowych w Zakopanem, gdzie opowiada tak pięknie, że sam Sabała, legendarny tatrzański przewodnik, byłby z niego dumny. Tylko nie wiem czy gra na gęślach. Jak znajdę chwilę wolnego czasu, wybiorę się powspominać dawne dzieje, przy słynnej herbatce z cytryną.  

                                                           www.fotofidus.pl