poniedziałek, 6 marca 2017

Setny medal olimpijski

     W historii mieliśmy kilku wybitnych zawodników skoków narciarskich, potrafiących latać wysoko i daleko. Bronisław Czech, przed wojną był wielokrotnym mistrzem Polski. W czasie okupacji niemieckiej włączył się w działalność konspiracyjną, co przypłacił życiem. Po wojnie, na jego cześć zaczęto organizować Memoriał jego imienia, na który zjeżdżała czołówka światowych skoczków.
     Druga legendą od wysokich skoków był Stanisław Marusarz, wicemistrz świata w narciarstwie klasycznym z 1938 roku. Krążyła opowieść, że w czasie konkursu na Dużej Krokwi, odbił się tak mocno, że frunął ponad skocznią, przeleciał Zakopane, a gdy zbliżał się do Nowego Targu, dostał tak silny podmuch wiatru w twarz, że wylądował na 54 metrze.
     Na następna gwiazdę światowego formatu musieliśmy poczekać do 1972 roku, kiedy to odbyły się zimowe Igrzyska Olimpijskie w Sapporo. Tam, Wojciech Fortuna, chłopak z Zakopanego, brawurowym skokiem wywalczył złoto. Mieliśmy podwójne powody do szczęścia, gdyż  pierwszy złoty medal zimowych Igrzysk, był jednocześnie setnym medalem zdobytym przez polskiego reprezentanta. Zapanowała euforia. Były radosne powitania, spotkania, kwiaty i nagroda finansowa w wysokości 150 dolarów, której połowę opodatkował działacz sportowy.
     Zwycięski skok poddawano gruntownej analizie. Mówiono, że gdyby pociągnął w powietrzu trochę dłużej, to zleciałby na twarz, złamał kręgosłup, skończyłby na wózku lub w najlepszym przypadku spędziłby wiele miesięcy w gipsie. Oczywiście wszyscy mu życzyli długich i udanych skoków, ale na wszelki wypadek... I ten wszelki wypadek, te chwile zwątpienia, ten zdrowy rozsądek na skoczni przekłada się na kilkanaście lub kilkadziesiąt metrów.
     Przez kolejne lata, Wojtek był w czołówce światowej, był atrakcją zawodów, ale zauważyłem, że chyba uwierzył w analizy ekspertów. Stracił pewność siebie, co chyba nieźle oddaje zdjęcie zamieszczone poniżej. Na kolejnych zimowych Igrzyskach nie zdobył oczekiwanego medalu.
     Ostatnio spotkaliśmy się w Muzeum Sportu i Turystyki w Warszawie, gdzie dumnie wisi jego medal, przekazany tam przez firmę odzieżową 4F. Wojtek, podobnie jak Otylia Jędrzejczak, zlicytował swoje najważniejsze trofeum, a całkowity dochód ze sprzedaży przekazał na leczenie dwójki sportowców, którzy ulegli urazom kręgosłupa. Ryszard Parulski, pomysłodawca i realizator tzw. Złotego Kręgu na warszawskiej AWF, upamiętniającego najwybitniejszych ludzi polskiego sportu, w 2015 roku włączył do niego nazwisko Fortuna.
     Wojtek jest obecnie kustoszem Muzeum Sportów Zimowych w Zakopanem, gdzie opowiada tak pięknie, że sam Sabała, legendarny tatrzański przewodnik, byłby z niego dumny. Tylko nie wiem czy gra na gęślach. Jak znajdę chwilę wolnego czasu, wybiorę się powspominać dawne dzieje, przy słynnej herbatce z cytryną.  

                                                           www.fotofidus.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz