Gdy już trenowałem wyczynowo, dodatkowo zostałem zatrudniony na etacie fotoreportera. Ponieważ zbliżało się 50-lecie Legii, na brak pracy nie mogłem narzekać. W książce która ukazała się z okazji jubileuszu klubu sportowego, było około czterystu moich zdjęć. Niestety kronika po wydaniu nie przypadła ówczesnym władzom do gustu, a to oznaczało, że w znacznej części została oddana na przemiał. Do dnia dzisiejszego przetrwały pojedyncze egzemplarze.
W tym czasie fotografowałem również piłkę nożną, mając wówczas do dyspozycji średnioformatowy NRD-owski aparat Praktisix z obiektywem 180 mm, co odpowiadało małoobrazkowemu 135 mm. Oznaczało to, że stojąc przy linii bramkowej fotografowało się zawodników z okolic pola bramkowego (16 m). Aparat ten świetnie leżał w ręku. Miał też szybki ręczny naciąg. Jedyną jego wadą było to, że nie trzymał czasu naświetlania, co w sporcie jest dosyć istotne by zatrzymać ruch. Przy temperaturze około zera stopni, 1/500 sek. zamieniała się na 1/60 sek. lub 1/125 sek., a na domiar złego aparat nakładał klatki (błąd nr 1) oraz firankował tzn. migawka przesuwała się skokowo (błąd nr 2). W tamtym okresie pracowaliśmy na filmach ORWO NP 27, o czułości 27 DIN lub jak kto woli 400 ASA.
Fotografowanie z lampą błyskową Pentakonsix'em (późniejsza nazwa Praktisix'a) było utrudnione, gdyż sprzęt posiadał migawkę szczelinową. Aparat synchronizacje z lampą błyskową miał przy 1/30 sek. W tym czasie szczelina migawki miała szerokość klatki i wówczas odpalał błysk. To długi czas otwarcia migawki, ponieważ w tej samej chwili fotografowie korzystający z błysków również chcieli uwiecznić ciekawy moment. Powstawał efekt stroboskopu, co nieraz dawało fajne ujęcie (błąd nr 3).
Drugim aparatem z którym pracowałem, była dwuobiektywowa lustrzanka czeskiej produkcji Flexaret, wyposażona w migawkę centralną. Z przypiętą lampą błyskową mogłem pracować na każdym czasie ponieważ o naświetleniu klatki filmowej decydował błysk (ok. 1/600 sek.), a nie czas otwarcia migawki. Kłopot był z tym, że aparat miał ogniskową 50 mm, czyli akcję piłkarską można było uwiecznić, gdy zawodnicy zbliżyli się na odległość od 4 do 6 metrów. Do tego dochodziły możliwości lampy błyskowej. Tamte lampy świeciły pełnym błyskiem, co w efekcie powodowało, że zdjęcia z bliskiej odległości mogły być prześwietlone, a z dalszej niedoświetlone.
Drogi Czytelniku, w takiej sytuacji, pewnie zastanawiasz się po co używaliśmy lamp. Należy pamiętać, że w tamtym okresie niewiele stadionów miało oświetlenie. Dlatego, bardzo często mecze były rozgrywane w ciągu dnia. Gdy już było oświetlenie, to nadawało się ono głównie do oglądania, jeżeli ktoś miał dobry wzrok, a nie do fotografowania przy takiej czułości filmów jakimi dysponowaliśmy. Sytuacja się zmieniła, gdy telewizja postawiła twarde warunki oświetleniowe. Obecnie stadiony to potężne studia, a na obiektach olimpijskich bez względu na ich wielkość, jest taka sama ekspozycja. W biurze prasowym informuje się fotoreporterów, że przy określonej czułości i czasie naświetlenia wskazane jest podane ustawienie przysłony.
Poniżej przedstawiam efekt zastosowania lampy błyskowej podczas meczu piłkarskiego. Aby przekonać się, jak w praktyce wyglądały zdjęcia z błędami opisanymi w artykule, zapraszam na takową prezentację do mojej galerii na Facebook'u.
"Pora Na Senatora" - komentuje redaktor Andrzej Person
Na treningu w La Baule zawsze mnóstwo widzów i redaktorów.
www.fotofidus.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz