Pomimo, że fotografia sportowa stanowi największą część mojego dorobku artystycznego, to czytając wpisy z ostatniego miesiąca, przekonali się Państwo, że również wychodziłem poza ramy sportu. Obok tematów społecznych, które czytelnicy bloga mogli śledzić w minionych tygodniach, w pewnym momencie swojej kariery, zacząłem uwieczniać na kliszy sztukę przez duże "S". Ale wszystko zaczęło się i tak od sportu.
Krzysztof Zarębski był czołowym polskim sprinterem. Stanowił podporę sztafety Legii Warszawa, w składzie której biegał z takimi gwiazdami jak Marian Foik, Andrzej Badeński czy Andrzej Figurski. Panowie wielokrotnie zdobywali tytuły Mistrza Polski. Krzysio okazał się tak szybki, że gdy się rozpędził to zatrzymał się dopiero w Nowym Jorku. Początkowo próbował swoich sił malując obrazy, ale przez uczulenie na farby olejne musiał szybko zakończyć przygodę ze sztalugą. Zaczął więc tworzyć formy przestrzenne, wtedy zwane "happeningami", a obecnie "performance". Działania te charakteryzują się tym, że są ulotne i nie pozostawiają śladu. Ale od czego ma się przyjaciół, którzy potrafią trzymać w ręku aparat fotograficzny, niezbędny do utrwalenia na kliszy prac artysty.
Pierwszą akcję Krzyśka dokumentowałem w 1971 roku. W ogródku przy basenie Legii, powtykał porcelanowe kraniki na patyczkach, obok rosnących kwiatów i podlewał grządkę wodą z konewki. Podobną sytuację powtórzył kilka miesięcy później w siedzibie Ligi Kobiet przy Nowym Świecie. Tym razem, zamiast krystalicznie czystej wody, w konewce była zabarwiona na niebiesko ciecz. Robiło to niesamowite wrażenie, co prezentuję na zdjęciu zamieszczonym poniżej. W ogóle, to Krzysia chyba strasznie ciągnie do flory, gdyż na ostatniej wystawie zaprezentował ogródek, w którym miejsce kwiatów zajęły płytki CD, które w świetle mieniły się niczym kwiaty z ogrodów Legii i Ligi Kobiet.
Jednak w późniejszym etapie kariery Zarębskiego, jego znakiem rozpoznawczym stało się ciało. Przy tworzeniu instalacji, korzystał zarówno ze swojego, jak i tego należącego do młodych dziewcząt. Powstawały w ten sposób obiekty o zabarwieniu erotycznym, które też warto obejrzeć.
Tym tekstem rozpoczynam cykl "Sztuka w obiektywie Fidusa", w którym będę chciał Państwa zapoznać z inną stroną mojej twórczości, mam nadzieję, że równie ciekawą jak ta prezentowana dotychczas.