czwartek, 7 lipca 2016

Agnieszka Radwańska

     Agnieszka Radwańska podobno grywała na turniejach organizowanych przez redaktora Bohdana Tomaszewskiego. Przez kilkadziesiąt lat odbywania się tej imprezy, przewinęły się przez nią tysiące naśladowców Jadwigi Jędrzejowskiej i Wojciecha Fibaka, ale obecnej rakiety numer 3 w rankingu WTA nie zapamiętałem. 
     Gdy na korty Warszawianki zaczęła się zjeżdżać światowa czołówka, pojawiła się i Agnieszka Radwańska. Z miłym zaskoczeniem przyjąłem informację, że jej trenerem przygotowania motorycznego był mój kolega Marek Śliwiński. Pochodzący z Wybrzeża tyczkarz, był gwiazdą tej konkurencji w latach 60-tych. To on przedstawił mnie całej rodzinie: dziadkowi, który zainwestował w talent Agnieszki sprzedając obraz Chełmońskiego; mamie - bardzo ciepłej kobiecie; tacie - byłemu wyczynowemu hokeiście i pierwszemu trenerowi naszej tenisistki; oraz ślicznej jak aniołek, młodszej siostrze Uli. Ten aniołek na korcie pokazywał rogatą duszę, niczym nie ustępując starszej siostrze. Marek zwierzył mi się, że ma niepisaną umowę z rodziną, że sukcesy są ich zasługą, a porażki bierze na siebie. 
     Fotografując kolejny turniej z udziałem sióstr Radwańskich, z podziwem patrzyłem jak dziewczyny wypiękniały i zrobiły się tak zgrabne, że niejedna modelka pozazdrościłaby im figury. Krzycząc przez płot, zapytałem co z Nimi robią, że są takie zgrabne? Dziewczęta uśmiechnęły się, a trener odpowiedział, że robią swoje. Agnieszka przez lata ciężkiej pracy na korcie, nabyła co niemiara sukcesów. Pnie się w rankingu, stając się Naszym "Dobrem Narodowym". W pewnym momencie spostrzegłem, że im więcej zwycięstw, tym Marka Śliwińskiego mniej. Zrobił swoje, przekazał dobrze uformowane zawodniczki w ręce taty - trenera. Do jej największych osiągnięć do tej pory, zaliczyłbym udział w Wimbledonie w 2012 r., gdzie doszła do finału, powtarzając przedwojenny sukces Jadwigi Jędrzejowskiej oraz wygraną w WTA Finals 2015, imprezie kończącej kalendarz kobiecych rozgrywek, do której kwalifikuje się 8 najlepszych zawodniczek sezonu.
     Niedługo po zakończeniu turnieju wielkoszlemowego na kortach trawiastych w 2012 roku, rozpoczynały się Igrzyska Olimpijskie w Londynie. Agnieszkę spotkał niebywały zaszczyt zostania chorążym polskiej reprezentacji i to ona prowadziła Naszych zawodników przed obliczem Królowej Elżbiety II, podczas ceremonii otwarcia. Dostąpienie tego zaszczytu miało też niestety ujemne strony. Wielogodzinne oczekiwanie na przemarsz robi swoje, tym bardziej, że pierwszą rundę turnieju olimpijskiego rozpoczynała na następny dzień. Do tego jeszcze doszła "klątwa chorążego". Być może to przypadek, ale jeszcze nigdy polski zawodnik niosący flagę w czasie ceremonii otwarcia Igrzysk nie odniósł sukcesu na tej imprezie. Tak też się stało w jej przypadku. 
     Gdy piszę te słowa, Agnieszka zakończyła już swój udział w tegorocznym Wimbledonie na 1/8 finału, ulegając znakomitej Dominice Cibulkovej. Mam natomiast nadzieję, że Nasza tenisistka zaprezentuje podczas Igrzysk w Rio swój nieprzeciętny talent. Chyba, że jako najbardziej rozpoznawalny polski sportowiec znowu zostanie wrobiona w zaszczytne niesienie Naszego sztandaru. Czego jej serdecznie nie życzę i czekam na Rio.   

                                                           www.fotofidus.pl

1 komentarz: