Historia tego zdjęcia rozpoczyna się w 1981 roku podczas Maratonu Pokoju. Wówczas każde wydarzenie sportowe musiało mieć w nazwie "Pokój", ale to z czasem zostało przemianowane na Maraton Warszawski. Tamtego roku, największą atrakcja imprezy była uczestnicząca w biegu Amerykanka Cindy Vuss. Wraz ze zmotoryzowanym kolegą ruszyliśmy w trasę, aby zatrzymać się dopiero w okolicy Józefowa, ponieważ tamtędy przebiegał odcinek maratonu. Kolega udał się w jedną stronę, a ja w przeciwną i dzierżąc w dłoni aparat Canon F-1, z obiektywem 70-300 mm, zacząłem śledzić przebieg wydarzeń. Uchwycić taki moment na ponad czterdziestokilometrowej trasie to łut szczęścia. Przecież Cindy nie z każdym uczestnikiem biegu witała się lub żegnała. Ale przygoda tego zdjęcia dopiero miała się zacząć.
Postanowiłem je wysłać na Międzynarodowy Konkurs Dziennikarzy Sportowych (AIPS), w którym mogą brać udział tylko zawodowcy. Zwycięska fotografia uznana jest za Fotografię Roku, a jej autor otrzymuje medal oraz nagrodę pieniężną w wysokości 1200 dolarów. Zrobiłem kopię w formacie 50x60 i chciałem wysłać w poniedziałek. Niestety w niedzielę Wojciech Jaruzelski wprowadził Stan Wojenny, a urzędy obstawił wojskowymi. Nie chciałem dać za wygraną i przez dwa tygodnie biegałem od poczty do Poczty Głównej oraz Ministerstwa Łączności. Wojskowi patrzyli na mnie jak na wariata, powtarzając, że przecież jest stan wojenny. W końcu zrezygnowany odpuściłem.
Opowiedziałem tą historię swoim przyjaciołom Ewie i Jurkowi Tetykom. Okazało się, że członkiem ich rodziny jest Szef Dziennikarzy Sportowych w Polsce, a nawet w całej Europie, pułkownik Edward Woźniak. Była to osoba bardzo lubiana w naszym środowisku, przed którą nawet generałowie czuli respekt. Tak się złożyło, że pułkownik zasiadał w komisji weryfikacyjnej Młodzieżowej Agencji Wydawniczej. Wpadł więc na szatański pomysł bym przyniósł zdjęcie na komisję, mówiąc, że nie jest pewien moich przekonań politycznych, ale chociaż porozmawiamy o fotografii. Zabrał kopertę ze zdjęciem i obiecał użyć swoich wpływów by fotografia znalazła się w Strasburgu. Udało mu się tego dokonać po kolejnych dwóch tygodniach.
W marcu 1982 roku, wybrałem się do Sądu Najwyższego na proces Jana Józefa Lipskiego. Zapamiętałem jedynie rudowłosego prokuratora, który opowiadał jakieś dyrdymały, że nie dało się tego słuchać. Zniesmaczony wyszedłem na korytarz, a tu chłopcy z radia i telewizji zaczynają składać mi gratulacje, bo ustrzeliłem Fotografię Roku. Nagrodę finansową podarowaną mojemu bratu, Jurek przeznaczył na kupno samochodu. Ja zachowałem medal.
Czytam to juz trzeci raz ,bo zdjecie jest takie fajne.
OdpowiedzUsuńKoral. Wiesz ktory.