Po Mistrzostwach Europy w piłce nożnej, kolejną wielką imprezą sportową w 2016 roku będą Igrzyska Olimpijskie w Rio de Janeiro. W sumie byłem na siedmiu takich imprezach, więc postanowiłem podzielić się z Państwem wspomnieniami, z niektórych z nich.
Dla Polaków Igrzyska w Moskwie to przede wszystkim niezapomniany gest Kozakiewicza. Na imprezę sportową do stolicy Związku Radzieckiego, Władek jechał jako faworyt ponieważ tuż przed ich rozpoczęciem pobił rekord świata. Chrapkę na złoty medal mieli też Francuzi oraz reprezentant gospodarzy Konstantin Wołkow. Konkurs wzbudzał wiele emocji. Przy stoliku sędziowskim, miejsce zajął ówczesny prezes Międzynarodowej Federacji Lekkoatletycznej Adriaan Paulen. Miał wspomagać słynących z uczciwości radzieckich arbitrów. Zawodnicy rozpoczęli skoki, lud się cieszy. Reprezentantom gospodarzy bite są brawa, na przyjezdnych się gwiżdże. Po jednym z udanych skoków, gdy gwizdów nie było końca, Władek pokazał słynny gest wdzięczności zwany później "gestem Kozakiewicza". Jakby sama wygrana nie wystarczyła, to na dodatek pobił rekord świata. Na podium stanął też inny Polak - Tadeusz Ślusarski. Mistrz Igrzysk Olimpijskich w Montrealu, tym razem przywiózł srebrny medal.
Po konferencji prasowej umówiłem się z Władkiem, że nazajutrz zabiorę go na miasto. Podjechaliśmy pod Plac Czerwony, a tam pod jego murami płotkarka Lucyna Langer-Kałek z trenerem Tadeuszem Szczepańskim, świętują butelką szampana zdobyty poprzedniego dnia medal. Przyłączyliśmy się, wznieśliśmy toast w plastikowych kubkach, po czym, ruszyliśmy grupką w stronę Placu Czerwonego. Na miejscu Władek został natychmiast rozpoznany. Rosyjskie grupy folklorystyczne prosiły o zdjęcia, polscy kibice gratulowali. W pewnym momencie tłum chwycił medalistę i zaczął podrzucać tak wysoko, że ten uradowany fruwał nad murami Kremla. Rychło okazało się, że czas i miejsce nie są odpowiednie dla takiej demonstracji sympatii. Właśnie odbywała się zmiana warty przed Mauzoleum Wiecznie Żywego i Polak na placu był popularniejszy od Wodza Rewolucji. Szybko znaleźli się przy nas milicjanci i rozpędzili towarzystwo.
Z Placu zaciągnąłem Władka do pobliskiego Maneżu, gdzie eksponowane były prace laureatów Olimpijskiego Konkursu Sztuki. Konkurs został reaktywowany na czas tych Igrzysk, żeby gospodarze mogli pokazać, że u nich dba się też o kulturę i sztukę. Miałem w tej wizycie również i swój interes ponieważ za cykl prezentowanych tam fotografii zdobyłem Złoty Medal. Jedyna pamiątka, jaka mi pozostała z tamtej wystawy, to zdjęcie na którym trzymamy z Władkiem jego złoty medal na tle moich fotografii. Czego chcieć więcej. Z Maneżu zawiozłem go na salę szermierczą, gdzie redaktor Jacek Żemantowski przeprowadził z nim wywiad dla tygodnika "Razem", w którym wówczas obaj pracowaliśmy. Po kilkugodzinnej wyprawie odwieźliśmy naszego bohatera do wioski, gdzie jak się okazało, na miejscu czekało na niego czterdzieści stacji telewizyjnych z całego świata. Jak wielokrotnie mówiłem, był to ostatni triumf prasy nad telewizją.
Pomimo bojkotu Igrzysk przez część reprezentantów z różnych krajów, Polacy zdobywali medale ponieważ należeli do światowej czołówki. Przed biegiem na 3000 metrów z przeszkodami, założyłem się z redaktorem Andrzejem Bunnem z "Ekspresu Wieczornego", że rewelacyjny Filbert Bayi nie wygra z naszym rodakiem Bronisławem Malinowskim. O skoczkinię wzwyż Urszulę Kielan się nie zakładałem, ponieważ w tamtym okresie nie było mocnych na Włoszkę Sarę Simeoni. Miłą niespodziankę zrobił nam Czesław Lang przywożąc srebro w kolarstwie szosowym. Jeździectwo było jedyną dyscypliną w której zabrakło gwiazd, ale nic to nie ujmuje ze złotego medalu zdobytego przez Jana Kowalczyka w skokach przez przeszkody.
Jedyna konkurencja po której pozostał niedosyt, to konkurs skoku wzwyż mężczyzn. Jacek Wszoła podobnie jak Władysław Kozakiewicz był faworytem. Wszystko szło zgodnie z planem, a nasz rodak na stadionie dawał popis swoich umiejętności. Skoczył gładko na 235 cm, ale taką samą wysokość uzyskał mało znany zawodnik NRD Gerd Wessig. Przy 237 cm Jacek strącił poprzeczkę, ale jego rywal już nie. Reprezentant socjalistycznej części Niemiec zabrał Polakowi złoto sprzed nosa. Można by powiedzieć, że taki jest urok sportu. Wątpliwości jednak pozostały. Przypomina mi się konferencja prasowa po triumfie NRD-owskich sprinterek. Ich trener zapytany przez jednego z dziennikarzy, dlaczego zawodniczki mówią tak grubym głosem, odpowiedział, że one nie przyjechały tu śpiewać tylko biegać. Domyślam się, że pogromca Jacka dorastał w podobnej grupie. Nikt o Wessig'u przed, ani po Igrzyskach Olimpijskich nie słyszał. Mój pobyt w Moskwie ilustruje fotoreportaż zamieszczony w galerii na Facebooku.
www.fotofidus.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz