Cała sprawa zaczęła się kilka lat temu, gdy Centrum Sztuki Współczesnej zdecydowało się wydać album, prezentujący najciekawszych polskich twórców lat siedemdziesiątych. Z ramienia CSW pracę nad albumem powierzono Łukaszowi Rondudzie, człowiekowi Piotra U. Obaj pieczołowicie zbierali dokumentację. Najchętniej przyjmowali oryginały takie jak negatywy, diapozytywy lub pliki dużej rozdzielczości, które artyści wypożyczali w dobrej wierze, uznając to za świetną promocję ich twórczości.
Album wydano na przyzwoitym poziomie. Wśród zaprezentowanych twórców znalazł się i mój przyjaciel Krzysztof Zarębski, którego prace dokumentuję od przeszło czterdziestu pięciu lat. Z tego powodu wykorzystano moje fotografie uwieczniające akcje zwane happeningami, a później performance.
W 2012 roku, w jednej z londyńskich galerii, Piotr U. zaprezentował prace polskich twórców... jako swoje. Natychmiast wybuchł skandal. "Artysta" szybko znalazł obrońców, którzy zaczęli wmawiać, że to nowy kierunek w sztuce zwany "appropriation", co po polsku oznacza "przywłaszczenie". Sam Piotr U. powtarzał, że polscy twórcy nie potrafią promować siebie, a jemu to świetnie wychodzi i jedynie oddaje im przysługę, wystawiając ich prace pod swoim nazwiskiem. W razie sprzedaży był też gotowy zaopiekować się ich honorarium.
Pół roku po tych wydarzeniach, prace "artysty" pojawiły się w warszawskiej "Zachęcie". W jednej z sal galerii powieszono moją fotografię, prezentowaną poniżej, na której utrwaliłem performance Krzysztofa Zarębskiego z 1976 roku pt. "Autohemo". Z czystej ciekawości wybrałem się na wystawę, a przy okazji postanowiłem zrobić dokumentację. Odnalazłem pracę Krzyśka na fotografii słusznych rozmiarów. W trakcie robienia zdjęć, usłyszałem głos salowego, który wykrzykiwał, że pan Piotr U. kategorycznie zabronił fotografowania. Spytałem więc, czy wszystkie te prace są dziełami pana Piotra U., ze szczególnym wskazaniem na moją fotografię, na co uzyskałem odpowiedź twierdzącą. Prośby Zarębskiego u szefostwa "Zachęty", o usunięcie jego pracy, na niewiele się zdały. Tłumaczono pokrętnie, że są one własnością galerii londyńskiej. Ciąg dalszy nastąpi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz