czwartek, 15 grudnia 2016

Jak wykiwałem Polską Rzeczpospolitą Ludową - część 2

     Żeby Marian mógł przystąpić do treningu, żołnierze musieli wpierw podwinąć materace tak, by zwolnić dwa tory. Polecenie wykonali z wyraźnym grymasem na twarzy. Od trenera Cucha dostałem stoper, który trzymałem w jednej dłoni, a w drugiej ukryłem niewielkich rozmiarów aparacik. Następnie musiałem zadbać o odpowiednie oświetlenie. O tej porze roku, a był to początek lutego, w porze obiadowej, na dworze robi się już szarówka, a co dopiero na hali. Zacząłem więc żądać, by zapalono światło ponieważ nie widzę odczytu stopera. Miałem nawet przygotowaną odpowiedź, w razie gdyby ktoś rozsądny zapytał się, po co mi stoper na starcie. W takiej sytuacji bym odparł, że badam czas reakcji.
     Zacząłem fotografować trzymając obiektyw między palcami. Czas naświetlania wynosił 1/125 sekundy, przy pełnym otworze przysłony. Następnie, z linii startu przeszedłem na metę. Dla lepszej widoczności, oczywiście stopera, wszedłem na parapet. Fotografowałem z biodra, w kierunku biegaczy. Trening dobiegł końca, a my zadowoleni wychodząc z hali, jeszcze usłyszeliśmy fragment wykładu politruka, który ostrzegał wystraszonych sytuacją żołnierzy, że za nimi pełza rewolucja pod postacią obrzydliwej "Solidarności".
    Po wywołaniu filmu okazało się, że pomimo fotografowania na wyczucie miałem materiał. Na niektórych zdjęciach widać było czarne plamy. To mój palec. Film, za granicę przemycił nasz francuski łącznik, Pierre Szałowski.
     Dobrze przygotowany Marian Woronin udał się do Mediolanu po kolejny sukces. Gdy otworzyły się drzwi samolotu, okazało się, że nasi zawodnicy są wyczekiwani przez tłum dziennikarzy. Cała ekipa była dumna, że stali się tacy popularni. Tymczasem, przedstawiciele prasy otaczają Woronina, pokazując mu aktualny numer tygodnika "Paris Match", w którym na rozkładówce jest jego zdjęcie z treningu. Prezentuję je Państwu poniżej. Fotografia była oczywiście bez podpisu autora i jedynie Ci, którym dane było ją zobaczyć, skwitowali krótko: to mógł zrobić tylko Fidus. 
     Sprawie ukręcono łeb. Pomimo, że nie było śledztwa, ani wielogodzinnych przesłuchiwań, to trener Cuch, jeszcze  przez dwa lata budził się w nocy spocony, bo myślał że wiozą go w wagonie kolejowym na daleki wschód. A Marian wygrał zawody po raz piąty, przy okazji bijąc kolejny rekord. 
     Tak jak zdjęcie autorstwa Krzyśka Niedenthala, przedstawiające czołg stojący przed kinem "Moskwa", jest symbolem stanu wojennego, tak moja fotografia, jest symbolem tamtego okresu, dla środowiska sportowego. Trenerze Tadeuszu Cuch i Marianie Woronin, bez waszej współpracy ta historia mogłaby się potoczyć zupełnie inaczej. Serdecznie Wam jeszcze raz dziękuję.   

                                                          www.fotofidus.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz